Archiwum bloga

Translate

sobota, 12 października 2013

Kiedy zaczęły się dłuższe pobyty w domu i wracałyśmy do kliniki dowiadywałyśmy się,że któreś dziecko odeszło.To było straszne.Umierały małe dzieci i nastolatki.Znałam ich mamy.Pamiętam,jak leżałyśmy na OWNie,zimą na salę obok trafił Mateuszek.Chyba po niecałych dwóch tygodniach tez trafił na oddział OITD przy ul.Koszarowej.Potem dowiedziałam się,że odszedł...Nie mówiłam tego Oli,nie chciałam żeby wiedziała,a Ola często się pytała,co u niego słychać.Powiedziałam,że wszystko ok.Po jakimś czasie dowiedziała się.Nie miała mi za złe,że jej nie powiedziałam.Do Ani,jego mamy,nie miałam odwagi zadzwonić...Bo ,co można powiedzieć w takim momencie?
Oglądałam ostatnio marzycieli z fundacji,niektórych spełnionych tez już  nie ma z nami...
Zaczęłam też czytać Oli bloga od początku.Boże,ile w niej było optymizmu i siły.To była końcówka chemii.15 października miała wyjść już do domu i być na podtrzymaniu.Tyle przeszła i na sam koniec nie dała rady.Pani Frączkiewicz,jak wyjaśniałam sprawę miejsca,powiedziała mi,że uprzedzała,że "przy sterydach są poślizgi".Dziękuję pani przez małe"p",że mnie uprzedziła i uczuliła na to.Wiedziałam o tym i Ola też bo już kilka miesięcy wstecz miała "poślizg" ale wtedy była w szpitalu.Nie dała mi tylko żadnej recepty na"poślizg"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz