Podczas pobytu na OWNie Ola miała całodobowe wlewy morfiny ze względu na bóle pleców.Kiedy ból wieczorami nasilał się miała dodatkowe leki przeciwbólowe.Zawsze kładłam się obok niej i czasami zdarzało się tak,że zasypiałam pierwsza.Pamiętam jak raz kiedy zaczęły ją boleć plecy prosiła o dodatkowy bonus morfiny.Był ale na końcu.Najpierw leciała pyralgina,ketonal i nie wiem,co jeszcze,a na końcu dostała bonus.Dla mnie było to nie do zniesienia i po prostu rozpłakałam się z bezsilności.Gdybym miała morfinę "pod ręką" sama bym jej dała.Ola zobaczyła jak płaczę i mówiła żebym nie płakała,że wytrzyma.Na drugi dzień powiedziała,że pierwszy raz widziała mnie tak bardzo płaczącą.
Ola brała tak dużo leków,że pielęgniarki musiały dużo wcześniej wszystko szykować żeby zdążyć jej podłączyć.
Po jakimś czasie i Ola doczekała się broviaca(wcześniej nie można było tego zrobić bo miała za dużo powikłań).Na założenie wkłucia jedzie się karetką do innej kliniki.Pojechałyśmy.Po założeniu lekarz zadzwonił po karetkę żeby nas odwiozła na Bujwida.Dyspozytor powiedział,że może być za godzinę.Czekałyśmy.Ola bardzo źle się czuła,cały czas kaszlała(grzybicze zapalenie płuc)i zaczęły bardziej boleć plecy.Po godzinie ja zadzwoniłam po karetkę i dowiedziałam się,że nie ma karetek i trzeba czekać.Minęła następna godzina.Nie wytrzymałam i zadzwoniłam jeszcze raz i pan dyspozytor znów mi powiedział,że nie ma bo jedna wyjechała do Wołowa,a druga nie pamiętam gdzie.Nerwy mi puściły.Łącznie z zabiegiem mijały 3 godziny,3 godziny w opóźnieniu podawania leków.Gdybym mogła to wzięłabym córkę i zaniosła do kliniki bo to piechotą jakieś 15 minut. Powiedziałam mu,że jeśli za 10 minut nie będzie karetki to dzwonię do telewizji i poruszę niebo i ziemię.O dziwo,nie minęło 10 minut i karetka się pojawiła.Przywieźli nas na Bujwida i nie zapomnę jak tamci sanitariusze przekładali Olę z noszy na łóżko.Jak worek ziemniaków.Nie mówię,że wszyscy są tacy bo trafiłam tez na ratowników z prawdziwego zdarzenia.Nie znam ich imion i nazwisk ale to ludzie bardzo zaangażowani w to,co robią.Na OWNie Ola bardzo polubiła panią Anię,jak już potem przyjeżdżałyśmy do kliniki to zawsze szła zobaczyć czy pani Ania jest i odrazu tuliła się do niej i mówiła,że ją kocha:-)Dostała od pani Ani ręcznie robioną bransoletkę(bo pani Ania jest mistrzem w robieniu biżuterii).Założyłam jej tą bransoletkę we wtorek...
Jak można być tak bezdusznym, jak te lekarzyki tudzież inni sanitariusze w bialych kitlach? Nie potrafię tego pojąć, naprawdę mimo najszczerszych chęci, nie potrafię.
OdpowiedzUsuńWspółczuję Pani, że tak bardzo cierpiałyście, a Pani cierpi nadal, po stracie dziecka. Nie potrafię sobie nawet wyobrazić tego bólu.
Życzę Pani wiele siły i powodzenia,
Maryśka
Niedawno chorował mój tato. Byłam z nim na TK głowy. Tak jak potraktował go lekarz... Boże. Gdy tatuś wyszedł z gabinetu był starszy o 20 lat, szedł tym wstrętnym korytarzem i z kroku na krok coraz bardziej się garbił, malał...w życiu nie widziałam go tak wystraszonego, zmiętego... takiego . Ja nie mogę o tym nawet myśleć. Szłam z nim i nagle coś się stało. Zatrzymałam się i poprosiłam żeby chwilkę zaczekał. Popędziłam do tego lekarza. Wpadłam tam. No myślę, że ten gnomik zapamięta mnie do końca zycia. Wyjaśniłam mu, że jedynie wydaje mu się że jest Bogiem a ja go zaraz z tego nieboskłonu ściagnę. Ja nigdy w życiu nie byłam w takiej furii i nigdy tak się nie zachowywałam... Puściło mi wszystko. Nie wiem jakim cudownym zrzadzeniem opatrzności ja tego nieszczęsnego typa nie uderzyłam... I wiecie co... podziałało!. Opisałam pana na facebooku, wysłałam maila do kilku fundacji, napisałam skargę do dyrekcji szpitala. Podczas następnego spotkania pan doktor grzecznie przeprosił tatę. To niewiele zmienia być może ale częściowo sami jesteśmy winni. Gdybym ja spóźniała się po dwie, trzy godziny do pracy szybko skonczyłabym swoja karierę. a tu... tłum chorych ludzi czeka godzinami pod gabinetem a lekarza nie ma... ot "jest na konsukltacji", po czym pojawia się w płaszczu niosąc torby zakupów z marketu. Smutne to wszystko.
OdpowiedzUsuńJak Ola miała 3 miesiące skierowali mnie do Wrocławia do szpitala klinicznego Akademii Medycznej bo podejrzewali u niej zespół Sturge-Webera(nie wiem czy poprawna pisownia).Czekałam w kolejce,a jak weszłam pan doktor zobaczył skierowanie i nim rzucił,i mnie się pytał,co tam napisali bo on nie zna takiej choroby.Obróciłam się i wyszłam.Wybiegła za mną pielęgniarka żebym wróciła.Powiedziałam jej ,że żaden......nie będzie mnie tak traktował.I mojego dziecka.
UsuńJak Ola miała 3 miesiące skierowali mnie do Wrocławia do szpitala klinicznego Akademii Medycznej bo podejrzewali u niej zespół Sturge-Webera(nie wiem czy poprawna pisownia).Czekałam w kolejce,a jak weszłam pan doktor zobaczył skierowanie i nim rzucił,i mnie się pytał,co tam napisali bo on nie zna takiej choroby.Obróciłam się i wyszłam.Wybiegła za mną pielęgniarka żebym wróciła.Powiedziałam jej ,że żaden......nie będzie mnie tak traktował.I mojego dziecka.
Usuńkochani zaciskam pięści jak czytam wasze "bliskie" spotkania z tymi bezdusznymi typami zwanymi lekarzami (nie obrażając tych kochanych lekarzy z prawdziwego powołania i wielkim sercem)...trzeba być cholernie zdrowym żeby chorować...
UsuńPani Adrianno jest Pani cudowną mamą i kobietą i niech Pani walczy o Olę nawet gdy jej tu nie ma z nami ciałem,ale jest duszą .......
Pani Adriano czytając to aż mnie dusi w gardle... ile cierpienia i bólu :( Ola była wspaniałą dziewczyną, musiała szybko wydorośleć :/ Teraz na pewno jej ten ból jest wynagrodzony.. wierze w to i na pewno czuwa nad Panią. Serdeczne uściski i pozdrowienia.
OdpowiedzUsuńPoczytałam sobie to wszystko i stwierdziłam, że nie ma co siedzieć z założonymi rękami..
OdpowiedzUsuńZadzwoniłam do szpitala i idę zapisać się do dawców szpiku....
Wpis o bransoletce bardzo mnie wzruszył...
jestem u Was gościem na blogu regularnie :-)
pozdrawiam cieplutko
Ania
Ja jestem chyba od 3 tygodni potencjalnym dawcą:--)
Usuńja dawcą zostaję za rok, tak trzymać ! ;)
OdpowiedzUsuń