Wczoraj w nocy zauważyłam,że córka gorzej oddycha,najpierw były "wąsy",a potem maska tlenowa,byle jaka,taka,która niestety nie przylega mocno do twarzy,ale ta maska uratowała Olę przed odejściem.Ola siedziała,a ja ją uspakajałam,że musi trochę się przespać bo znów będzie niewyspana i ja też.Pokiwała głową,a za chwilę zapytała,gdzie biegniemy i,że do szkoły musi iść.Przytuliła swojego kłapoucha,prezent od kiedyś nam bliskich osób,do ręki wzięła róg koca,tak jak to robiła wtedy kiedy była małym dzieckiem i zamknęła oczy.Zasnęłam.Po trzech dobach niespania to chyba normalne.Kiedy się obudziłam pielęgniarka chciała jej zmierzyć ciśnienie,nic z tego.W nocy zgłaszałam,że Ola ma mokre plecy i jakąś wysypkę.Ola miała oczy wpół otwarte i nie reagowała na nic.Wezwano lekarza,który dał dla Oli tabletki pod język na zbicie ciśnienia,które(teraz dokładnie nie napiszę) było bardzo wysokie,a tętno wynosiło ponad 150.Dziecko nie reaguje,ma zacisnięte zęby,a ja mam włożć tabletki pod język.Wezwano anastezjologa,z innego szpitala,naprawdę szybko się pojawił.Zdecydował o intubacji.Niestety,"coś"przeszkadzało w gardle i nie ryzykował,więc włożył rurkę na jakieś 3cm.Lekarz dyżurująca dzwoniła do każdego szpitala żeby znalezć miejsce na intensywnej terapii,w końcu udało się załatwić,ale najpierw trzeba było załatwić tomograf głowy i larygologa.I to się udało w końcu.Ola miała w sobie bardzo dużo dwutlenku węgla.Plusem jest to,że nie ma zmian w mózgu.Karetka,zresztą ze wspaniałą załogą,co rzadko się zdarza,zawiozła nas na tomograf na Borowską.Trzeba było podłączyć tlen,a tam są inne wejścia w ścianach do tlenu więc trzeba było pożyczyć przedłużki jakieś.Przy tomografie stała maszyna z tlenem,tlen odkręcony ale nie leciał przez rurkę więc wezwano panią obsługującą tą maszynę,która się zdziwiła,że nie działa.Laryngolog zdecydował,ze trzeba przeprowadzić zabieg tracheotomii i tak się tez stało.Czekałam w korzytarzu,gdzie jakiś myjący łóżka kazał mi wyjść,a pani anestezjolog powiedziała,że mam czekać w tym miejscu.Trzy razy byłam wypraszana,a miałam dostać zielony mundurek.Następnie zawieziono nas na Koszarową na OITD,gdzie wiedzieli,że mamy przyjechać ale nikt nie potwierdził,że będziemy.
W skrócie,dziękuję ludziom,którzy ratowali moją córką i to zrobili,ale przepływ informacji jest fatalny.Ola nie jest dziewczyną,która narzeka,że ją coś boli.Jak już boli bardzo to wtedy chce coś na ten ból.Żeby go zabrać, więc jak cały czas się skarżyła na ból łopatki,ciężko oddychała to można było zrobić coś wcześniej.Nie będę gdybać teraz,idę zaraz do Oli.Tyle,co się dowiedziałam przed chwilą to stan jest ciężki.Nic od wczoraj się nie zmieniło.ma toczone płytki bo szpik nie chce pracować.Wiem,że trzeba czasu i jestem cierpliwa i wiem,że różnie może być.Ola to moja córka
Jeśli komuś się coś nie podoba to niech k...a ogląda i czyta romanse bo prawdziwe życie,ból, cierpienie,emocje wyglądają trochę inaczej niż w filmach.Pozdrawiam wszystkich,którzy nigdy w życiu nie słyszeli,nie czytali i nie powiedzieli brzydkich słów.
Dziewczyny, pamiętajcie, że ja jestem z Wami i zawsze będę. A inni - ci którzy nie wiedzą co to ból córki i cierpienie matki - niech się wypchają! Trzymam za Was kciuki i jestem całym sercem z Wami <3
OdpowiedzUsuńTrzymam za was kciuki! :* I wierze , że ędzie dobrze- musi być ! :*
OdpowiedzUsuńProszę Pani, proszę nie reagować na te przykre słowa płynące spod palców oraz z ust ludzi, którzy nigdy nie znaleźli się w Pani sytuacji. Choć ja również nigdy nie byłam pod ścianą, jeśli chodzi o coś takiego, ale potrafię zrozumieć ile Pani musi mieć siły i chęci walki o życie dla dziecka.
OdpowiedzUsuńżyczę Pani jeszcze więcej siły i wierzę, że jeszcze wszystko będzie dobrze, przecież nie może być inaczej. Przecież Bóg nie jest mściwy za szczęście i nie chce, żeby zwłaszcza dzieci cierpiały.
życzę Pani oraz Oleńce bardzo dużo siły.
Pozdrawiam serdecznie,
Maryśka
Jak trzeba uzywac mocnych słów to sie nie wahaj, trzeba wrzeszczec to wrzeszcz. Wszystko co moze pomoc Oli jest konieczne. Trzymam za Was mocno kciuki, sercem i myslami jestem z Wami - chociaz Was nie znam osobiscie. Laczy nas ciezka choroba, czasem bezsilnosc i bezradnosc. My wiemy jak sie zyje z taka choroba u ukochanej osoby i niech sie nie waży krytykowac i oceniac ten kto tego nie przeżył
OdpowiedzUsuńM.
Jeżeli jest konieczność a jest,proszę się nie krępować. W końcu to też język polski. Pozdrawiam,trzymam kciuki i wierzę że się uda.
OdpowiedzUsuńno i gdzie są ci wszyscy którym "język rozpaczy" bo tak było w tym przypadku sie nie podoba?
OdpowiedzUsuńMyślę a nawet jestem pewna, że to nie "język rozpaczy się nie podoba" tylko niektórych ludzi, którzy tu zaglądają i na pewno proszą Boga o uzdrowienie dla Oli rażą takie słowa. Ja w ostatnim czasie w przeciągu 9 miesięcy straciłam dwie najbliższe osoby, siostrę - nowotwór i mamę - zawał. Moja rozpacz i bezsilność była ogromna, ale ukojenie znalazłam w modlitwie.
UsuńŻyczę Oli sił do walki i zwycięstwa a mamie Oli wewnętrznego spokoju, mimo wszystko.Wiem jakie to trudne....
Ela z Krakowa
Boże jak ja Panią rozumiem Czytam płaczę i przypomina mi się jak moja córka chorowała Czasami myślałam że kogoś zamorduję Wiem jedno Nie poddawać sie Nie prosić Żądać!!!! Słać pisma do NFZ ze skargami To pomaga Trochę się boją Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńDziewczyny ty "wszyscy" są z wami. A ludzie, którzy się nie znają niech się lepiej nie wypowiadają. Wiem jak to jest mam już drugi raz nowotwór i wiem że są ludzie którzy uważają ze nowotwór to tak jak grypa, a wcale tak nie jest
OdpowiedzUsuńTrzymam za was kciuki...
Moja córka zachorowała na ziarnicę w wieku 14 lat i również w trakcie leczenia było różnie. Teraz ma 22 i po licencjacie właśnie dostała się na magisterkę oraz jest wolontariuszem w fundacji "Mam Marzenie". Proszę wierzyć, że i Pani ze swoją córką tego doczeka. Niedawno usłyszałam, że po burzy zawsze jest słońce i tego proszę się trzymać. Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńMamo Oli, to ostatnie wyrażenie w poście super. Tak trzymać i nie wstydzić się emocji.
OdpowiedzUsuń