W klinice,jak tylko człowiek się pojawia,przychodzi psycholog.Po to żeby było"łatwiej".U nas też była.Powiedziałyśmy pani psycholog,że dajemy radę i nie potrzebujemy"rozmów".Pani "od duszy" powiedziała,że trzeba się raz wypłakać,a potem już nie.Tak się nie da.Przychodzą momenty,w trakcie choroby,że nie da się nie płakać jak patrzy się na swoje dziecko,jak cierpi.Zawsze starałam się nie płakać przy Oli.Tylko raz zauważyła.Pocieszała mnie.
Wiecie jak wyglądało moje wyjście z kliniki na zawsze?Spakowałam rzeczy,zeszłam oddać klucz do dyżurki pielęgniarskiej,powiedziałam"dziękuję"i "do widzenia".To wszystko.Uczucie nie do opisania.Bezcenne.
Teraz będę "wrogiem" kliniki bo ośmieliłam się złożyć skargę na lekarza.Wszyscy staną za nim "murem".Nie wiem czy wierzę w sprawiedliwość.Wiem,że jeśli nie podejmę walki to już przegrałam.Ale muszę ją podjąć bo nie może tak być,że życie człowieka zależy od jednego zdania wypowiedzianego przez lekarza z trzyletnim stażem.
Ma Pani rację. Moim zdaniem powinna Pani walczyć z tymi "procedurami". Kim oni są, żeby decydować o życiu i śmierci?? Wierzę, że uda się Pani wygrać. Wierzę w sprawiedliwość.
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kiedyś zmieni się mentalność ludzi w białych kitlach; można się nawzajem bronić, ale we wszystkim jest jakiś umiar!
Maryśka
Psychologowie są z zawodu i z powołania. (Z lekarzami bywa podobnie). Tamta chyba pomyliła miejsce pracy. Albo wybór zawodu. Prosiłbym, aby psychologów nie wrzucać do jednego worka jako złych. Obracam się trochę w tym środowisku i znam osobiście jedną panią, która jako psycholog jest naprawdę szczerozłotym człowiekiem.
OdpowiedzUsuń