Zbliżają się święta...Nie wiem jak je przeżyjemy.Najchętniej przespałabym ten czas.
Zawsze przed świętami Bożego Narodzenia Ola robiła ozdoby na choinkę.Drzewko zawsze mieliśmy "żywe".Wigilia co roku była u babci,w tym roku też ma tak być.Bez Oli...Babcia zawsze specjalnie dla Oli gotowała barszcz,a dla reszty zupę grzybową.Przy kolacji wigilijnej żartowaliśmy,śmialiśmy się...
W tym samym czasie rok temu Ola zaczęła chorować.W sumie pierwsze oznaki choroby zaczęły się w październiku,a w grudniu przed świętami wylądowałyśmy któryś raz z kolei na SORZE.Wtedy stwierdzono rwę kulszową,ale o tym już pisałam.
Ola od zawsze mówiła o tym,że chce mieć syna i córkę.Kochała dzieci...Miała mi urodzić inteligentne wnuki...Opowiadała,że jak kiedyś będzie babcią to taką,która siedzi w bujanym fotelu,z kokiem i okularami,czytającą wnukom bajki.Była wielką marzycielką.
Dlaczego w życiu jest tak,że na jednego człowieka spada lawina problemów,tragedii?Dlaczego to dotyka dzieci czy też dorosłych,którzy szanują życie,innych ludzi,są po prostu dobrzy?
Jak Ola urodziła się z naczyniakiem na twarzy chciałam żeby stał się"cud"i żeby ta czerwona plama przeszła na mnie.Tak było też z białaczką.Gdybym mogła"zabrałabym"to od niej.
Życie jest cholernie niesprawiedliwe.Wiem,że nie daje nam tego czego byśmy oczekiwali ale to,co dla nas ma. Dla mnie miało za dużo....